12:41

Brak pewności siebie

Ostatnio dostałam wiadomość:,, Mój syn nie ma wcale pewności siebie.  Jak mu pomóc?"

To jest bardzo obszerny temat.
W tym   poście  postaram się odpowiedzieć na to pytanie, a przynajmniej nakreślić kilka istotnych aspektów w tym temacie.


Zacznę od rodziców dziecka, które może mieć niskie poczucie własnej  wartości.
Jeśli rodzic pozwala ,,wchodzić sobie na głowę" np. swoim rodzicom. Jeśli łatwo nim manipulować. Jeśli jest krytykowany i nie stawia jasnych, stanowczych granic. W takim przypadku obserwujące go dziecko uczy się, że jego rodzic ugina się, daje sobą pomiatać, tym samym ucząc je takiego samego zachowania.
Jeśli matka pozwala by dziadkowie wpychali jedzenie wnuczce/wnukowi, a widząc to, poddaje się, bo już tyle razy mówiła, że nie daje  dziecku  słodyczy. Ale co ma zrobić, oni już tacy są. A później krzyczy na dziecko mówiąc, że miało nie brać od dziadków słodyczy.


Gdy trzy pokolenia mieszkają pod jednym dachem, to dziecko w naturalny sposób, poprzez obserwacje wyłapie kto jest ,,samcem alfa w tym stadzie", kto mu nadaje kierunek i rytm. Jeżeli jego rodzice nie podejmują pewnie decyzji co do rozwoju syna/córki, często zmieniają zdanie, poddają się, bo dziadek lub babcia nie odpuszczają, nie są stabilni wobec dziecka i siebie, to ono traci grunt i pewność, kto tak naprawdę jest jego opiekunem, do kogo może zwrócić się o pomoc i wsparcie. Często też to dziecko czuje się jakby było między młotem, a kowadłem.


A czego uczy się dziecko widząc swoich rodziców na imprezie zakrapianej alkoholem, obściskujących się z innymi uczestnikami tej imprezy? Np. gdy matka tego dziecka nie stawia jasnych granic mężczyźnie, który otwarcie przekracza jej granice cielesne, to czy córka, która to obserwuje, będzie umiała powiedzieć ,,STOP", ,,nie dotykaj!", ,,nie możesz!"? Czy może  również dla świętego spokoju, żeby nie psuć atmosfery, podda się wbrew sobie?


Spotkałam się w czasie pracy na sesjach z takim obrazem: Mianowicie, klientka opowiada mi o tym, że gdy wylała szklankę mleka w dzieciństwie, to była za to zbita i dostała karę. Gdy przyszła się  przytulić do mamy, tak po prostu, to była odpychana, bo nie było czasu na te pieszczoty. Jednak  pies, który podbiegł do jej mamy był brany na ręce, pieszczony, mógł siedzieć na stole, nachlapać, nabrudzić. Ten pies w oczach tego dziecka dostał całą miłość  i uwagę tego rodzica. Czy to dziecko w przyszłości będzie pewne siebie? Czy ono jako dorosły człowiek, będzie stawiać siebie na pierwszym miejscu, skoro pies był ważniejszy, bardziej kochany?


Ile dzieci nie miało nic do powiedzenia, gdy ich  zabawki były wywalane na śmietnik, albo oddawane innym dzieciom? Co pokazujemy dziecku, gdy wchodzimy do jego pokoju bez pukania? Do toalety?
Jak często nie liczymy się z tym młodym człowiekiem, nie bierzemy pod uwagę jego potrzeb?
Ilu rodziców czyta korespondencje swoich dzieci, przegląda pocztę elektroniczną , zagląda do telefonu?
My chcemy dzieci WYCHOWYWAĆ, ale taką tresurą, żeby nigdy się za nich nie wstydzić, żeby były grzeczne, poukładane, żebyśmy zbierali same oklaski, pozytywne opinie na ich temat. Ooooo, ale to nam dobrze robi, bo to dziecko jest przedłużeniem nas samych.

DZIECKO JEST AUTONOMICZNĄ JEDNOSTKĄ Z WŁASNĄ SPECYFICZNĄ OSOBOWOŚCIĄ !!! Ma swoje potrzeby, pragnienia, ma cechy, które ma, a nie takie,  które chcemy żeby miało!!!!!!!!!!!!


To co jest ważne dla nas-rodziców, nie zawsze jest ważne dla naszych dzieci. Wiem, że możemy im pokazać jakąś drogę, przedstawić nasz punkt widzenia, ale nie przeżyjemy za nich życia, dnia, minuty.
Nasze latorośle sczytują z nas, z mimiki twarzy, z gestów. Informacje niewerbalne są dla nich prawdziwe, bo to co mówimy nie zawsze pokrywa się z tym, co robimy. I jeżeli wyczują fałsz, to nie będą nam  ufać.
Czyli jeżeli dziecko widzi rodzica, który nie dba o siebie, rezygnuje z siebie, sam siebie poniża, upokarza, krytykuje, który jest dla siebie największym katem, to już będzie miało zaburzone poczucie własnej wartości.


Następnym aspektem jest porównywanie.
Porównywanie rodzeństwa, wprowadzanie niezdrowej rywalizacji: ,,A zobacz jak Kuba zjadł obiadek, a ty się grzebiesz", ,,Ty ciągle...!!!!", ,, Ty zawsze...!!!".
Takie dziecko czuje się ciągle nie dość dobre. Ciągle  w oczach rodzica jest nie takie jakie ma być. A potem  w  dorosłym życiu  będzie szukało aprobaty w oczach innych osób.


Zabranianie dziecku czucia tego co czuje. Krytykowanie tego co robi np. babeczki, które piecze, nie zawsze mu wyjdą.  Naszej córce nie wyszły. Dodała za dużo jakiegoś składnika. Pomyliła się. Wyrzuciła je i powiedziała, że zrobi następne, że te jej na pewno wyjdą smaczne.  I zrobiła pyszne babeczki. Teraz piecze serniki, babki, robi sałatki i inne smakołyki, tak jak i pozostałe nasze dzieci.  Bo daliśmy im możliwość uczenia się, a podczas nauki zepsucia paru dań.


Ja sama po części byłam takim rodzicem. Na pewno w niektórych kwestiach, które tu opisałam, mogę siebie odnaleźć. Ja byłam tym zapalnikiem, który uruchomił w dzieciach  zapadkę o nazwie "NISKIE POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI".  Ja, mój mąż i jeszcze kilkanaście osób. I mam dla was dobrą wiadomość. Można to odwrócić. Można zacząć proces odwrócenia. I tak jak zaszczepiliśmy to złe, tak możemy wpuścić do środka, do wnętrza serca dziecka to co dobre: miłość, akceptacje, szacunek, empatie. Powoli, stopniowo, zaczynając od siebie. Aby siebie uzdrowić, trzeba w siebie zajrzeć, trzeba wykonać dużą pracę. Ja czytałam książki, przeszłam dwie terapie, warsztaty, szkolenia. Bycia matką uczę się cały czas. Ilekroć  już mam wrażenie, że jest super dobrze, to coś wyłazi i uczę się od nowa. Dzieci dorastają, zmieniają się, wchodzą w okres dojrzewania i ja znowu zderzam się ze ścianą. Wtedy słucham wewnętrznego głosu, bo to on mnie kieruje po porady, po treści potrzebne na dany czas, pokazuje do jakich osób zapukać, jaką książkę przeczytać. Mam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierają.


Staram się być empatyczna najlepiej jak umiem, choć bywa i tak, że mi się to nie udaje. Pozwalamy w naszej rodzinie dzieciom na przeżywanie emocji. Złości,  niezgody, smutku, żalu, straty, szczęścia, radości (nie wszędzie, nie w każdym domu dzieci mogą śpiewać, śmiać się głośno).  Pozwalamy się zezłościć na nauczyciela. Upadać, bo upadki są częścią rozwoju i życia ogólnie. Pozwalamy na bylejakość i na perfekcje, na chcenie i nie chcenie, na bycie i nie bycie, na próbowanie i odwracanie głowy, na podróże-te bliskie i te dalekie, pozwalamy na ODCINANIE PĘPOWINY OD NAS!!!
Ja stworzyłam sytuacje, doprowadziłam do kilku bardzo ważnych, uwalniających rozmów między mną, moim mężem i naszymi dziećmi, o tym co im zrobiliśmy, gdy byli mali. Co się działo w naszym domu, jaki był nasz stosunek do nich. Że było bicie, wyzwiska, krzyki, poniżanie, wbijanie w poczucie winy. Czasami nadal się prześliźnie niepostrzeżenie takie nasze, jako rodziców, zachowanie, ale my to szybciej wyłapujemy, pokazujemy sobie z mężem nawzajem. Dzieci nam mówią co my robimy źle, że im się coś nie podoba. Bo mogą, nie są za to krytykowane. Ostatnio rozmawiając z córką, powiedziałam jej o kilku sytuacjach z jej dzieciństwa i ona odpowiedziała, że ich nie pamięta. Może tak być, ponieważ było to pewnie dla niej  tak bolesne, że odcięła się od tego. Zapewniłam ją, że jak przyjdzie kiedykolwiek do niej ten obraz, to uczucie, które wtedy zblokowała, to może wyrzucić mi wszystko, że ma do tego prawo. Wspieram w nich ich kreatywność. Nie bagatelizujemy ich potrzeb, pragnień i na tyle na ile możemy np. finansowo, fizycznie, albo mentalnie, to ich wspieramy. Od kilku lat  nie ma już w naszym domu kar i nagród. Robimy sobie niespodzianki, przyjemności, ale nie nagradzamy dzieci  np. słodyczami. Mamy swoje rytuały-w sierpniu na przykład, gdy spadają gwiazdy, ja gotuję kakao i siadamy na huśtawce w ogrodzie.  Siedzimy tam, opowiadając sobie różne historie, snując plany i marzenia. Siedzimy tak do późnych godzin nocnych, ciesząc się sobą na wzajem.
Pozwalamy sobie na bycie w odosobnieniu, bo nie zawsze mamy przestrzeń na bycie z kimś. I tak można, bo czasami jest i taka potrzeba.

Swoją osobą pokazuję, że dbam o siebie, że nie odkładam siebie na później. Pokazuję, że jak mi na czymś zależy to robię wszystko, żeby ten cel osiągnąć. Mówię prawdę, nie oszukuję, nie manipuluję, żeby osiągnąć cel. A przynajmniej nie robię tego świadomie. Stwarzam dzieciom sytuacje, w których mogą się zmierzyć z całkiem nowymi emocjami, których do tej pory nie mogły czuć. Pokazuję im, że akceptuję mój wiek, moje ciało, to kim jestem. Że mam ułomności i one są częścią mnie. Że nie umiem pewnych rzeczy, ale mogę spróbować się nauczyć. Że jak mi coś nie odpowiada, to nie będę się naginać, żeby komuś zrobić dobrze.
My mamy ogromny wpływ na nasze dzieci i dobrze by było, gdybyśmy wzięli za to co mówimy i robimy odpowiedzialność. Dobrze by było, gdyby każdy rodzic wziął odpowiedzialność za to, co zrobił swojemu dziecku. Bo nie ma rodzica idealnego i tam gdzie jest widoczna dysfunkcja w rodzinie, łatwiej jest pokazać, co było nie tak. Są też  tak zwane" normalne rodziny", gdzie stosowana  była "przemoc w białych rękawiczkach". Osobom wychowanym w takich  o wiele trudniej jest skontaktować się z tym, co boli i  odkryć dlaczego to tak cholernie boli. Ale ten temat zostawię na inny post lub filmik.

Moim marzeniem jest być dla dzieci drzewem, które daje zdrowe, obfite owoce.

Mogłabym pisać i pisać...
Wiele lat trwa tworzenie w człowieku uczucia, że jest do niczego, że jest byle kim. Tak samo odbudowywanie własnej wartości,  cegiełka po cegiełce, jest długim procesem. Zacznij już dziś, a szybciej nastąpi przełom.
Zapraszam Cię do komentowania.
Jeżeli uważasz, że to co przekazuję powyżej może komuś otworzyć oczy, uświadomić coś ważnego, to proszę, udostępnij post.


Borykasz się z niskim poczuciem własnej wartości? A może Twoje dziecko  ma z tym problem?
Potrzebujesz wsparcia?  Zapraszam Cię na sesje.
  • http://justynapettke.blogspot.com/p/blog-page_13.html




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Justyna Pettke , Blogger