12:26

Samotność

 

Bycie samotnym to nie to samo, co bycie samemu.

Ja nie byłam sama, ja byłam samotna.

Samotność przyniosła mi smutek i poczucie opuszczenia. Czułam się niewidzialna.



Możemy mieszkać w wielkim mieście, w zatłoczonym mieszkaniu. Mieć partnera, męża, żonę, rodziców, znajomych, przyjaciół i nadal możemy czuć się samotni. Przez większość życia byłam samotna, pomimo tego, że otaczało mnie mnóstwo osób.



Gdy poroniłam pierwsze dziecko (opisuję to w poście: link), tak naprawdę nikt o tym ze mną nie rozmawiał. Każdy, kogo to dotknęło, przeżył to na swój sposób, tak jak umiał. Pozamykaliśmy w sobie ból i żal, głęboko upychając w zakamarki duszy. Potrzebowałam wtedy wsparcia, silnego ramienia i rozmowy. Zamiast tego zakładałam maskę silnej kobiety.


Kiedy przychodziły na świat nasze dzieci, towarzyszyła mi tylko samotność. Na zewnątrz byłam opanowana, silna, a tak naprawdę w środku - przerażona, niepewna siebie. Starałam się nie być problemem, nie być ciężarem, nikomu nie zawadzać. 

Wzięłam na siebie dużo. Za dużo. Czułam się odpowiedzialna za siebie, za rodziców, za męża, dzieci, za wszystko dookoła. Często zostawałam sama z problemami, troskami i obawami, udając silną.


Teraz Wam się do czegoś przyznam. Najbardziej samotna czułam się wtedy, gdy byłam niezniszczalna. Gdy byłam silna, silna ponad wszystko. Kiedy nie pozwalałam sobie na słabość, kiedy o nic nie prosiłam. Kiedy wysyłałam sygnały, że ze wszystkim sobie poradzę. Sama, sama, sama.

Sama rozwiązywałam problemy, sama wychowywałam dzieci... Będąc w związku byłam samotna.
Nie czułam się zrozumiana, bo przestałam tłumaczyć. Nie czułam się wysłuchana, bo przestałam mówić.
W końcu powiedziałam sobie: dość!!! 
Dłużej tak nie mogłam, Zrozumiałam, że nie potrafię prosić o pomoc, że nie umiem dzielić się obowiązkami, tak jak moja mama. Silne kobiety z super mocą!!! Zobaczyłam, że to kobiety w moim rodzie stoją w męskim, że walczymy z mężczyznami o wszystko. Po co?! Co chciałam przez to udowodnić?!
Powoli zaczęła się moja transformacja. Stałam się inną kobietą- delikatną, czasami uległą (a co!!!).
Było ciężko, ale nauczyłam się prosić, gdy potrzebowałam pomocy. Przestałam wykonywać męskie zajęcia, choć nadal umiem je robić. Otworzyłam się przed mężem- mówiłam czego się obawiam, co lubię, a co mi przeszkadza. Zaakceptowałam fakt, że mogę być zmęczona, mieć gorszy dzień.

Pokazując siebie taką SILNĄ, nie mogłam oczekiwać, że ktokolwiek będzie chciał mnie wspierać, czy mi pomagać, albo po prostu przy mnie być. Bo i po co? Teraz kiedy już staję w kobiecym, kiedy pokazuję siebie taką kruchą i delikatną, dostaję wsparcie, szacunek, bo jest na to przestrzeń.

Zatem, gdy czujesz się samotna, to zastanów się czy przypadkiem nie pokazujesz się światu jako ta niezniszczalna, z nadludzką siłą, tak jak ja kiedyś.

Jeżeli czujesz się samotna/samotny i nie wiesz jak sobie poradzić z uczuciami, które ci towarzyszą, a chciałabyś/ chciałbyś uzdrowić tą część siebie, to zapraszam cię na sesje.
Jeżeli uważasz, że komuś pomoże to co tu przeczytałaś/przeczytałeś, to proszę udostępnij ten post. 

Zapraszam Cię również do komentowania.
Pozdrawiam Was kochani.

16 komentarzy:

  1. Kurcze. Skąd ja to znam. Samotna w tłumie? Jestem do dziś. Wiem jak to jest być tą silną, zawsze opanowaną, taką Zosią Samosią.Niestety trochę mnie życie do tego zmusiło. Mając niespełna 18 lat podjęłam decyzję za rodziców, siedziałam w pokoju przesłuchań i składałam wniosek o ściganie wujka. I ciągnę to do tej pory. Nie płakałam, trochę tylko bałam się reakcji babci, byłam nie do ruszenia. Wiedziałam co robię i nie zatrzymywałam się. Złamała mnie dopiero śmierć babci. . . Najgorsze dwa dni w moim życiu. Obiecałam sobie, że dla niej "wyleczę" wujka. Walczę dalej, ale już mówię o tym głośno. Nie ukrywam tego co czuję, że nienawidzę, czy mnie denerwuje, że się boję. Mówię głośno jaki krok będzie następny. Pozdrawiam, kochana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Andzeliko, kiefyś ciągle robiłam "coś" dla Kogoś. Chciałam zbawiać, ratować, myślec za kogoś, ach gdybym mogła to bym nawet za kogoś oddychała. To nie było dobre dla mnie i dla tych co ich zabawiałam. W ten sposób nie zajmowałam sie swoimi problemami, jednak miałam poczucie, że cos robię. Błędne koło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecież robię to też dla siebie, dla własnego spokoju w rodzinnym domu. Nie mogę pozwolić, aby jeden pijak niszczył życie mi i moim bliskim.

    OdpowiedzUsuń
  4. Justyna, mocny tekst. Dziękuję bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow! Bardzo się cieszę, że coraz więcej kobiet widzę, które to odkrywają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki karolino za polecenie tej strony. Rosnie nadzieja w meskim sercu, że świat nie wymrze ;) i będziemy sie mieli kim opiekować i dla kogo dokonywać "wielkich czynów".

      Usuń
    2. Karolino, tak, też to widzę, że coraz więcej kobiet staje w KOBIECYM, więc będzie przestrzeń dla MĘSKIEGO.

      Usuń
  6. Help me dziewczyny!! Czuję,że jestem sama we wszechświecie a ludzie mnie otaczający jakby mówią nieznanym mi językiem z innej planety ! Kiedy otwarcie mówiłam o tym co czułam, jaki planowałam nasępny krok - zostałam posądzona o zadzieranie nosa i o przysłowiowe "pozjadanie wszystkich rozumów", tak powiedzial moj tata z którym pracowałam prez 7 miesiecy. Było to najgorsze 7miesięcy. Zamknęłam sie w sobie. Nie mam pojęcia jak wyleczyć się ze wszystkich obaw które do dziś mi towarzyszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aby uszanować twoją anonimowość, może zdecydowałabyś się napisać do mnie prywatnie na maila, ewentualnie na facebook'u, co ty na to?
      Mój mail: justynapettke@onet.pl
      A odnośnik do facebook'a, znajdziesz w zakładkach na górze strony.

      Usuń
  7. To co napisałaś Justyno znam doskonale z zachowań matki (i nie tylko). Dziś będąc już dorosłym powoli "rozplatam" pewne węzły w tej plątaninie rodzinnej. Matka (dziś już emerytka) sporo wspomina- tak ja zaprogramowano, nawet przypomniała sobie dobrze moment gdy jej ojciec a mój dziadek dał jej lanie za jakieś przedarte kaloszki. Tu mała Basia postanowiła sobie, że "da sobie radę sama". W dorosłym życiu pani kierownik 25 osobowego zespołu szpitalnej apteki- kiedyś podobno żaliła się jakiemuś znajomemu lekarzowi, że nie "wszystko na jej głowie" (o sprawy zawodowe wtedy chodziło) na co on jej odpowiedział dobitnie i mama to zapamietała: 'bo wszystkich nauczyłaś, że sobie dasz radę". No i sobie dawała ale cierpiał na tym dom- ja z bratem typowe dzieci z kluczem na szyi, zazdrosciłem koledze z klasy - jego mama była praczką, chodziliśmy po lekcjach do niego do domu, ona zawsze tam była i zawsze miała dla nas chwilę. Wręczała kawałek chleba przetarty odrobina masła i posypany cukrem a u mnie w domu tego ciepła nie było.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michale, niestety możemy dać tylko to, co mamy w sobie. To czego się nauczyliśmy, to co dostaliśmy od naszych rodziców, nauczycieli i osób towarzyszących nam w życiu. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, ale ja na początku mojego macierzyństwa nie umiałam dać dzieciom nic więcej prócz jedzenia, czystego ubioru i dachu nad głową. Myślałam, że to wystarczy, taki dostałam wzorzec. Relacje, które wypracowałam w ciągu 8 lat z dziećmi, partnerem, rodzicami to nic więcej, jak tylko ciężka praca nad Sobą - zmianą nawyków, przekonań, zachowań. Dziękuję, że dzielisz się ze mną tak otwarcie tym, czego doświadczyłeś. Tak jak Ty, miałeś wsparcie w matce kolegi, tak ja też znalazłam w moim życiu takie osoby, opisuję to w poście "Drogowskazy", zapraszam do przeczytania. Miłego wieczoru.

      Usuń
  8. Dziękuje za tekst, ostatnio usłyszałam słowa ze jestem bardzo niezależna wszystko sama, trochę mnie to zabolało ale niestety to jest prawda o mnie. Zycie nauczyło mnie ze muszę sobie w nim radzić sama,nie mogłam liczyć ana pomoc i choć czas się zmienił mi ciągle trudno prosić o pomoc i ja przyjąć. "Najbardziej samotna byłam wtedy, gdy byłam niezniszczalna. Gdy byłam silna, silna ponad wszystko. Kiedy nie pozwalałam sobie na słabość, kiedy o nic nie prosiłam. Kiedy wysyłałam sygnały, że ze wszystkim sobie poradzę. Sama, sama, sama." to bardzo dobrze do mnie pasuje mam mnóstwo przykładów na to jak nie pozwalam sobie pomoc , ale ostatnio chce to zmienić zaczęłam prace nad sobą, poprosiłam o pomoc. ale w moim codziennym życiu ciągle są wpadki ostatni bardzo źle się czułam i usłyszałam żebym poszła się położyć bo źle wyglądam nawet nie musiałam prosić i włączyło się jak zwykle poczucie obowiązkowości ja będę leżeć a inni za mnie pracować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ty będziesz leżeć i odpoczywać, masz do tego prawo. Małymi kroczkami. Słuchaj ciała, ono chce odpocząć. Gratuluję Ci,że jak to powiedziałaś: zaczęłaś prace nad sobą. Zmiana nawyków trochę potrwa, pewnie nie jeden raz będziesz się ze sobą siłować. Życzę wytrwałości.

      Usuń
  9. Piękny tekst. Co zrobić jednak kiedy jest się nie tylko samotnym emocjonalnie ale również jak najbardziej fizycznie? Jestem "trochę" starsza. Mam za sobą samotne macierzyństwo, naprawdę samotne, bez wsparcia zarówno ekonomicznego jak i emocjonalnego. Ciągły lęk o przyszłość, widmo bezdomności i to wszystko wśród obojętności tłumu - takie środowisko - niestety niemożliwe wtedy do zmienienia.
    Teraz córka się wyprowadziła a ja zostałam ze swoją samotnością i poczuciem, że nie wykorzystałam czasu macierzyństwa tak pięknie jak powinnam bo miałam w sobie tylko walkę o byt i nieustanny lęk.
    Dziękuję za możliwość napisania o tym co nieustannie uwiera jak drzazga.
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
  10. Moim zdaniem przez nie uleczone rany, które nosimy w sobie, przez to czego doświadczylismy w dzieciństwie, okresie dojrzewania, wszechświat odbija to co jest w nas. Ja w pewnym okresie życia zmierzyłam się z tym co było nieuleczalne we mnie, nadal się mierzę. Otwierałam rany, wręcz je rozdrapywała, żeby oczyścić, okazić i uleczyć. Bardzo dużo pracuję z wewnętrznym dzieckiem( jest to jedna z metod, którą pracuję z klientami na sesjach).
    Krok po kroku zmiany, które zadziewaly się we mnie, były odzwierciedlane na zewnątrz mnie, w otoczeniu, ludziach, przedmiotach...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Justyna Pettke , Blogger