Dla mnie najwłaściwszą, jest ta, którą kroczę. Nieważne czy z niej zboczę, czy cofnę się na moment, czy zatrzymam na chwilę, by złapać oddech i ruszyć dalej.
Nauczyłam się nie ufać sobie. Przez większość czasu żyłam w ogromnym strachu i lęku. Przed osądem, przed oceną. I to nie tylko ze strony ludzi, ale i Boga! Bałam się być Sobą, byłam podatna na podszepty, łatwo było mną manipulować. Zawsze byłam dla siebie surowa i z łatwością wypierałam się siebie. Najłatwiej było mi zrezygnować z siebie. Rzadko kiedy stawałam w swojej obronie, by pokazać się światu taką jaka jestem! Ile razy siebie zdradzałam, kiedy chciałam powiedzieć ,,NIE!", a mówiłam ,,TAK!". Ile razy płakałam, gdy przez zaciśnięte zęby, zgadzałam się na coś, na co nie było we mnie zgody.
To wszystko do momentu, kiedy powiedziałam sobie DOŚĆ!!! WYSTARCZY!!! Kim ty dla siebie jesteś, żeby siebie tak traktować?
Zaczęłam kroczyć tak zwaną ,,drogą duchową", zaglądając w głąb siebie. Czytałam dużo książek, z pełnym zaangażowaniem uczestniczyłam w terapiach. Grono moich znajomych się powiększyło - i to bardzo.
Szukałam różnych metod na ,,uzdrowienie" mojej duszy. I wiecie co? Wpadłam w drugą pułapkę. Ktoś namawiał do jogi i medytacji. Mówił, że jeśli nie będę tego praktykować, to nie uzyskam spokoju ducha. Ktoś inny mówił: ,,Musisz jeść tylko warzywa i owoce". Jeszcze inna osoba mówiła: ,,Stosuj TE techniki, one ci pomogą". Słyszałam: ,,Nie pij kawy.'' ,,Korzystaj tylko z diety Dr Kwaśniewskiego.'', unikaj tego, korzystaj z tamtego itp.
Nie zauważyłam, że znów w moim życiu pojawił się lęk i chaos. Bałam się, nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Znowu przestałam ufać sobie i szukałam szczęścia gdzieś indziej. Kolejny raz oddaliłam się od siebie. Całe szczęście na krótko. To dzięki temu, że nie wchodziłam w te wszystkie podszepty życzliwych. Jednak samo słuchanie o tym budziło we mnie ogromny lęk.
Zaczęłam robić selekcje. Wyrzucałam wszystko, co nie było moje. Zakończyłam kilka znajomości. Skupiłam się na tym co już było we mnie - na tym co czuję. Zaczęłam ufać mojej intuicji, wyostrzyły mi się zmysły. Znów odkryłam cząstkę, którą zakopałam głęboko, głęboko w sobie, już bardzo dawno temu.
Pamiętam, jak na szkoleniu prowadząca, powiedziała mi, że nawet nie mam pojęcia ile technik, których jeszcze nie omawiałyśmy, zastosowałam w pracy z klientem. Zrobiłam to intuicyjnie, nieświadoma tego, że to po prostu w sobie mam.
Przestałam przywiązywać się do przekonań na mój temat, trzymać się ściśle tego co już wiedziałam, co umiałam, bo to mnie ograniczało. Akceptuję to, że moje rozumienie jest niekompletne. Jeżeli czegoś nie znam, a ciągnie mnie do tego, to się z tym macam, próbuję i jestem w tym. Takie doświadczenie do niczego nie zobowiązuje, a przy okazji uczy i poszerza horyzonty.
Mam takie przeświadczenie, że wszystko w moim życiu jest po coś, a może nie po ,,coś", tylko specjalnie dla mnie. Bo przecież, kiedy koło mnie jest chaos, to jest to odbiciem tego, co jest we mnie. Kiedy zaczynam porządki w moim życiu, to i we mnie się układa.
W czasie mojej przemiany zauważyłam, że każde zdarzenie jest połączone ze mną nitką, która łączy się w jedną całość. Jakby w dniu, w którym zostałam poczęta (a może i jeszcze wcześniej) powstała pierwsza nitka. Ta nitka łączy mnie z mamą i z tatą. Dochodzą i dochodziły do mnie także inne nitki - moich przodków, osób, które pojawiły się i nadal pojawiają się w moim życiu. Każde zdarzenie, egzamin, wypadek, słowa - te wypowiedziane i przemilczane, są połączone ze mną w jedną całość. To wszystko mnie ukształtowało. Czuję, jakbym była utkana z tych wszystkich nitek równiutkim ściegiem, z różnych kolorów, tworzących Jedność. Najpiękniejsze co możemy dać sobie i innym to autentyczność. Bez zakładania masek, narzucania sobie czyichś przekonań, religii, kultury. Takie czyste Ja. I najważniejsze to pozwolić sobie na popełnianie błędów, szukanie własnej drogi, potykając się o kamienie i podnosząc się po raz pięćdziesiąty. A co! To moje życie i wolno mi.
Pozdrawiam Was Kochani i serdecznie zapraszam do wymiany przemyśleń w komentarzach :)
Kurde... Jakbyś mówiła o mnie. Troszkę mi się ostatnio poukładało, praca, facet... Tylko dlaczego zawsze robię to czego oczekują ode mnie inni? Mówią idź- idę, zrób to tak- robię tak, czasami nie mając na to najmniejszej ochoty. Dlaczego kiedy chcę krzyczeć, milczę? Bo tak mi kazano. ``Zamknij się. Siedź cicho. Musisz robić aferę?``. Później żałuję, że siedziałam cicho. Trzeba to zmienić. Od dzisiaj to co myślę to mówię, oczywiście w swojej sprawie.
OdpowiedzUsuńKiedyś trzeba zacząć... warto próbować, podotykania, zobaczyć co sie stanie, jak sie bedziesz czuła, gdy staniesz za Sobą " murem".
Usuń